Translate

środa, 8 października 2014

Rozdział 3

 Minęło dobrych kilka miesięcy i była końcówka lutego. Było dosyć zimno, cały czas padał śnieg, a wiosna coś się nie spieszyła. 
-Kanon...co ty robisz?  
 Moje rozmyślania przeszkodził Kiseop siadając obok mnie na sofie. Próbował zerknąć do mojego notesu w którym pisałam teksty piosenek, a czasem rysowałam.
-Aić! Kiseop nie patrz!-zaśmiałam się i przycisnęłam notatnik do piersi.
-Dobrze...-uśmiechnął sie i pogłaskał mnie po dużym brzuchu- wiesz jest jakiś mały jak dla mnie.
-Dopiero co zaczyna się siódmy miesiąc daj małemu się rozwinąć.
-Hah dobrze dobrze.
 Spojrzał sie na zegarek i zmarszczył czoło. 
-Muszę iść do pracy, do zobaczonka.
 Pocałował mnie w główkę i pojechał, a ja zostałam w domu oglądając jakieś filmy. Tak się składa, że wszyscy każą mi sie nie przemęczać. Muszę leżeć albo siedzieć w domu i tylko to zero chodzenia na zakupy czy do koleżanek.
 Przestałam znowu rozmyślać słysząc kroki w holu. Czyżby Kiseop wrócił? Ale on nie chodził tak...delikatnie? 
 Usłyszałam jak po posadze odbija się dźwięk obcasów więc wstałam i postanowiłam sprawdzić kto przyszedł. Może to Sanghee?
-Sanghee to ty?
 Weszłam do holu i rozejrzałam sie po nim i wtedy dostałam czymś ciężkim w głowę.

 Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam co sie stało. Leżałam na sofie czyżbym się zdrzemnęła?
-No nareszcie. Chcę z tobą pogadać zanim ten chłopak wróci.
 Nie to nie możliwe! Ten głos! Wstałam szybko jak poparzona i ujrzałam na przeciwko siebie postać. Siedziała w fotelu i popijała herbatę. 
-Co tu robisz?!-wrzasnęłam do mojej babki.
-Och uspokój się. Wróciłam po ciebie. Widzę, ze nie radzisz sobie sama-wtedy spojrzała się na mój brzuch.
 Czułam jak jej spojrzenie pali mnie dlatego usiadłam i zasłoniłam sie kocem.
-Jestem pełnoletnia. Nie masz prawda mi rozkazywać.
-No właśnie-uśmiechnęła się lekko do mnie- nie jesteś pełnoletnia.
-Co? Jestes szalona! To twoja kolejna intryga!
-Uspokój się!-zaśmiała sie wesoło- powiem ci, że dopiero co 18 marca będziesz mieć 17 lat moja żabciu, jesteś niepełnoletnia.
-Ale...jak to niby?!
-Normalnie. Lata temu wiedziałam, ze uciekniesz dlatego zrobiłam doskonały plan. Pokazałam ci złą datę narodzin i poszłaś szybciej do szkoły.
-Kłamiesz!-syknęłam wściekła.
-Och na szczęście nie! Szkoda tylko, że masz pasożyta w brzuchu tak to bym się jego pozbyła jak twojego starszego brata lub siostrę.
-Że co proszę?
 Byłam wkurzona! Doszczętnie! Mówiła na moje dziecko pasożyt! 
-Jak to pozbyłaś sie mojego rodzeństwa?
-Normalnie było jeszcze płodem, zarodkiem a kto tam wie! No ale zepchnęłam twoją matkę ze schodów i tak poroniła. No ale pojawiłaś się jeszcze ty!
-Dlaczego mi to mówisz? Mogę to wszystko wygadać na policję.
-Nikt ci nie uwierzy. Jestem szanowaną starszą panią-znowu sie uśmiechnęła-Nie masz ze mną szans.
-Wyjdź z mojego domu! Teraz!
-Z chęcią! No ale!-rzuciła na stół jakąś kopertę-przeczytaj ją uważnie 15 marca jest rozprawa w kwestii tego, że masz wrócić do domu bo jestem twoim opiekunem prawnym z racji tego, że nie masz rodziców.
-Jesteś zwykłą zdzirą!
 Uderzyła mnie. Poczułam jak piecze mnie policzek.
-Ty jesteś zdzirą, puściłaś się z jakimś koreańczykiem! Masz szczęście, że chcę cie przygarnąć.
-To przekleństwo....a nie szczęście.
-Henry nie musiał wsypywać ci tabletkę gwałtu. Mógł od razu cie porwać byłoby mniej kłopotów.
-On mi to wsypał?!
-A któżby inny ale nie spodziewaliśmy się pasożyta no ale do zobaczenia Kanon.

 Skulona siedziałam w kącie i płakałam. Nie kontaktowałam ze światem. Widziałam jak Kiseop podbiega do mnie. Krzyczy coś. Chyba moje imię ale ja nie jestem w stanie go usłyszeć. Przymykam oczy i nic już nie czuje....widzę tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz