Translate

środa, 22 maja 2013

Rozdział 6



Dla mojego misia Sanghee

Patrzyłam się na niego spod byka. On był szalony.
-Ty chyba sobie kpisz! Przychodzisz sobie tutaj i mówisz rzeczy które się nie wydażą! Pomyśl najpierw , a nie!
Byłam okropnie wkurzona ale Wiktor nic nie dał po sobie poznać. Tylko się uśmiechnął przez chwile.
-Ja zawsze dotrzymuję obietnic. Kiedyś będziemy razem.... jako małżeństwo.
Stałam sparaliżowana. Jak on mógł tak myśleć. Miałam siedemnaście lat, a on dziewiętnaście! Dwa lata różnicy!
-Jestem niepełnoletnia czubie!-wykrzyczałam.
-Ale za dwa tygodnie będziesz już pełnoletnia.
-Jesteś szalony!
-Może ale mniejsza z tym.
Pocałował moją rękę i znowu się uśmiechnął.
-Do zobaczenia.
Po tym wyszedł z pokoju zostawiając mnie całkowicie sparaliżowaną. Ta sytuacja mnie przytłaczała.


Za chwilę miałam wyjść. Nie chciałam wolałabym ukryć się gdzieś gdzie mnie nikt nie znajdzie. Zrobiłabym to ale była tutaj rodzina. Szczerze mnie nie obchodziła. Nie zależało mi na opini wśród rodzinie i tak wszyscy sądzili że jestem dziwna. Jedna rzecz mnie pocieszała. Wśród wszystkich był dziadek i ewentualnie Chrissy. Gdyby nie oni uciekłabym.
-Kanon idziesz już?
Był to nasza służąca. Anna. Była strasznie miła. Lubiłam ją. Była jedyną osobą która próbowała wprowadzić w ten dom życie. Niestety bez skutków.
-Tak już prawie, wejdź.
Anna weszła powoli do mojego pokoju. Muszę wspomnieć że miała płomienne włosy do pasa które pięknie się kręciły. Była niezwykle wysoka i szczupła. Na jej jasnej twarzy nie było żadnych piegów. Zawsze jej czekoladowe oczy zwracały uwagę. Były przepiękne. Oczywiście Anna miała z trzydzieści lat. Ale i tak nadal była piękna.
Anna spojrzała się na mnie i się uśmiechneła.
-Ale panienka ślicznie wygląda!
Spojrzałam się w moje odbicie w lustrze. Moja grzywka była prosta nie została zmieniona. Reszte włosów zaczesałam na bok i zrobiłam koka. Powyciągłam trochę kosmyków z koczka by nie wyglądać jak moja babka, która nosi same perfekcyjne fryzury. Co do umalowania oczów wziełam lekki czerwony cień i nałożyłam go na oczy. Do tego tusz do rzęs i błyszczyk do ust. Byłam ubrana i umalowana świątecznie by się nie wyróżniać.
-Możliwe, może nie będę się wyróżniać jak zwykle.-odpowiedziałam.
-Ależ co ty mówisz! Jesteś piękna! Masz piękne rysy twarzy! Ty się wyróżniasz swoją orginalnością i osobą!
Uśmiechnełam się smutno.
-Może masz rację ale wszyscy się zawsze krzywo na mnie patrzą.
-Zazdroszczą ci no i jeszcze twój dziadek chce przepisać pieniądze na ciebie.
I wtedy mnie olśniło.
-Czyli, że oni chcą kasy dziadka?
-I jego firmy w USA. Twoja babcia ma chyba jakieś plany co do ciebie złotko ale nie wiem jakie. No ale cóż czas już na nas.
Kiwnełam głową na tak.

Byłam na schodach. Stałam i patrzyłam na ogromną salę balową. Zawsze mnie to zastanawiało, że zawsze była ciemna bez życia, a teraz są tu ludzie i tańczą. Mimo pięknych ozdób czułam się nie swojo. To nie była moja bajka. Z pewnością.
Powoli zeszłam ze schodów. Większość osób patrzyło się na mnie. Ale to nie były życzliwe spojrzenia raczej w stylu zabiję cię! Nie obchodziło mnie to , był 24 grudnia zatem zostało jeszcze z osiem dni i będę pełnoletnia, a wtedy ucieknę stąd jak najdalej.
Powoli podeszłam do Chrissy która rozmawiała z moją kuzynką Rene. Nie przepadałam za nią. Była wredna i krytykowała mnie na każdym kroku.
-Kanon jak dobrze że jesteś!-krzyczała Chrissy.-Ubrałaś moją sukienkę i świetnie w niej wygladasz. Wszystko ładnie zrobiłaś. Jak chcesz być projektanką mody to wiesz pomogę ci.
Mrugneła do mnie, a ja uśmiechnełam się.
-Miło mi to słyszeć-odpowiedziałam.
Znudzona tym wszystkim Rene chciała powoli odejść gdy...
-Przyjechał do mnie brat i jest tutaj. Ma osiemnaście lat może byś go oprowadziła po domu?-spytała projektantka.
-Miłego niańczenia.-szeptneła Rene.
-A jakk wygląda?-spytałam.
-Ma ciemne włosy z czerwonymi pasemkami. Rozpoznasz go jest modelem.
Zauważyłam że Rene oczy wychodzą z orbit.
-Mmmmodel?!-wykrzykneła.
-Tak ale pewnie go jeszcze nie ma. Miał przyjechać za kilka minut.
-Dobrze to ja pójdę do kuchni-powiedziałam.
Tak naprawdę chciałam wyjść na zewnątrz. Musiałam odetchnąć. Rene już dała się we znaki.
Wyszłam. Szłam powoli przez dróżkę gdy ktoś mnie złapał za rękę. Odciągnął w okolice krzaków. Chciałam krzyczyć ale zoriętowałam się kto to był.
-Wiktor! Pajacu zostaw mnie!-krzyczałam.
Puścił i spojrzał mi się w oczy.
-Dlaczego tak mówisz?
-Bo tak co chcesz?
-Chcę żebyś przyszła za trzy tygodnie na mój bal. Będzie z nietypowej okazji.
-Z jakiej?
-Później ci powiem. To co przyjdziesz?
-Nie.
-Dlaczego?
-TY pytasz się dlaczego! Wchodzisz mi do pokoju wygadujesz głupstwa i na dodatek śledzisz mnie! To jest nienormalne!
-A jeżeli przestanę gdy przyjdziesz?
To było śmieszne! Chciał mnie przekupić ale ja się nie dam.
-Nie!
Zaczełam powoli iść ale on mnie znowu złapał. Tym razem nie mocno. Wyrwałam mu się tym samym się potykając. Leciałam do tyłu. Już czułam zderzenie z ziemią gdy nagle ktoś mnie złapał. Błagałam by to nie był Wiktor. Ale to nie był on. Spojrzałam się na twarz mojego wybawiciela. Ten chłopak miał śliczne jasne niebieskie oczy, jak sople lodu. Ale moją uwagę przykuły włosy. Miał czerwone pasemka. Podniósł mnie powoli aż mogłam sama stać.
-Dziękuję.-powiedziałam.
-Nie ma za co.-odparł uśmiechając się.-Jestem Daniel, a ty?
-Kanon.
-Chrissy dużo mi o tobie opowiadała. Mówi że jesteś naprawdę ładna i no ten nie myliła się.
Poczułam że się rumienię. To było żenujące ale on się uśmiechał.
-A więc ty jesteś bratem Chrissy? Kazał mi ciebi oprowadzić po domie.
-Z miłą chcęcią.
Pokazał mi swoją rękę bym się jej złapała. Przyjełam jego gest i poszliśmy powoli w stronę sali balowej. Od razu gdy weszliśmy rozległ się odgłos skrzypiec.
-Może zatańczymy?-zaproponował.
-Z checią.
Zaczelimy tańczyć powoli w takt muzyki. Jak się okazało fantastycznie tańczył. Podczas tego wszystkiego odnalazłam Rene i reszte kuzynek. Były zazdrosne o Daniela. No cóż nie dziwiłam się.
-Powiedz mi, czy ty też projektujesz ciuchy?-spytał.
-Nie.
-Jak nie to powinnaś zostać modelką jestes ładna.
Uśmiechnął się do mnie znowu. Musiałam powstrzymać rumieńce ale to chyba było na nic.
-Wyglądasz ślicznie gdy się rumienisz.
Nie wiedziałam co powiedzieć ale chyba nie musiałam. Zauważyłam że Daniel pochyla się coraz bliżej mnie. Tym razem nie byłam wściekła to pwenie oznaczało coś innego.
-Odbijamy!
Była to Rene. Daniel acz niechętnie przyjął dziewczynę do tańca, a ja poszłam sobie w okolice saloniku gdzie można było odpocząć. Dziwnym trafem drzwi były zamknięte. Usłyszałam głos mojej babki i Paula. Nie chciałam podsłuchiwać ale gdy usłyszałam swoje imię zrozumiałam że muszę wiedzieć o co chodzi. Okrążyłam salonik i chowałam się za drugimi drzwiami. Te miały zakrytą dziurkę więc mogłam wszystko widzeć. Na prawie wszystko.
-Niedługo będziemy rodziną Paul. Wreszcie.-mówila babka.
O co jej chodziło? Chyba nie zamierzała się z nim żenić.
-Masz rację Amelio nedługo będziemy rodziną. Kanon się nie domyśli?
-Oczywiście że nie. Tydzień po jej osiemnastych urodzinach wyprawimy bal zaręczynowy. Kanon nie będzie mogła odmówić zhańbiła by się.
Paul usmiechnął się i podał babce wino.
-No cóż mam nadzieję że Kanon i Wiktor będą dobrym małżeństwem.
-Była do tego przygotowywana od lat tak jak jej matka, ale cóż nie wyszło.
-Za młodych.
-Za młodych.
Powoli kręciło mi się w głowie. O to chodziło babce. Planowała to od lat! Dlaczego była taka głupia i się nie skapneła! To było oczywiste wszystko się zgadza. Nie mogłam nic zrobić czułam się słabo. Szłam szybko przez salę balową.
-Kanon zaczekaj!
Odwróciłam się. Był to Daniel mówił coś do mnie ale wszystko mi się zamazało. Powoli czułam jak usuwam się na ziemię. Nie mogłam nic zrobić. Nigdy nie mogłam nic zrobić.

No, a więc misiaki. Przepraszam że jestem rzadko aktywna no ale cóż jestem bardzo zajęta. Póki co napisałam zapas opowiadania i postaram się pisać posty co drugi dzień albo trzeci? Co wy na to? Zalezy czy będę zajęta. Chcę wam bardzo podziękować za cierpliwość i dużo wyświetleń to mnie motywuje. Papatki ♥

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 5



Spojrzałam się na niego. Wiktor totalnie zwariował. Trzymał mnie mocno za rękę i myśli że jest królem.
-Puść mnie!
Próbowałam mu się wyrwać ale to nie dało rady.
-Przestań się wyrywać i wejdź do samochodu.-syknął.
-Nie.
Walnelnełam go z całej siły w nogę, a potem łokciem prosto w brzuch. Wiktor zgiął się w połowie i upadł na ziemie. Nie mógł wziąć oddechu ale to mu wkrótce minie. Musiałam szybko biec i tak zrobiłam. Pognałam jak strzała przed siebie. Wiedziałam gdzie muszę iść. Biegłam na oślep. Trwało to pewien czas aż dotarłam do bulwaru. Postanowiłam przejść się po moście który był zamknięty ponieważ miasto nie miało pieniędzy by go wyremontować. Szłam powolia. Musiałam się uspokoić i tak zrobiłam. Patrzyłam się na bryły lodu które pływały po rzece. Westchnełam.
-To wszystko jest takie skomplikowane. Ale jest nadzieja. Moja jedna jedyna.
Powoli z oczu zaczeły mi lecieć łzy. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Wiktor zachowywał się jak jakiś władca i pan czyli jak babka i jego ojciec Paul. Nikt nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie więc wytarłam łzy. Po chwili usłyszałam piosenkę U-Kiss Standing Still.
-Skąd to dobiega?
Nagle zrozumiałam że to mój telefon. Spojrzałam się kto dzwoni. Dziadek. Odebrałam. Starałam się nie być smutna.
-Tak dziadku?
-Kanon, gdzie jesteś?
-Spaceruję sobie. Czy coś się stało?
-Nic się nie stało. Wracaj już do domu. Musisz nam pomóc w dekoracjach.
-No dobrze.
Rozłączyłam się. Musiałam wracać dobrze że był dziadek w domu.

-Ta skarpeta będzie nad kominkiem.-powiedział dziadek.
-Ale to nie wygląda zbyt dobrze. Ten komin jest bardzo elegancki.-stwierdziła oburzona babcia.
-Kanon co o tym sądzisz?
Postawiłam powoli pudło z dekoracjami.
-Sądzę że ta skarpetka doda trochę łagodności temu kominkowi i jest urocza.-odpowiedziałam.
Zaczełam szperać w pudle. Nie było tam nic ciekawego oprócz starych rodzinnych pamiątek. Nagle moją uwage przykuł rólonik z papieru. Otworzyłam go. Był to ogromny kolorowy plakat. Na nim był..... Koreańczyk. Miał on czarne włosy które mu niezwykle błyszczały. Był ubrany w czarną koszulę i również czarne jeansy. Na plecach miał duże szare skrzydła. Spojrzałam się na ogromny napis z boku jego postaci. Chang Woo. Musiał być to jakiś znany piosenkarz ale skąd mógł się wziąć ten plakat?
-Zostaw to! To pewnie jakieś stare wypociny z gazet które zachowałam.-powiedziała babka i wyrwała mi plakat prosto sprzed nosa.
Zdążyłam spojrzeć się na oczy gwiazdora. Wydawało mi się że mi się przywidziało. Kolor jego oczu był podobny do moich. Niestety to trwało tylko kilka nędznych sekund.
-Przeciez w gazetach nie ma takich wypocin i to jest plakat.- powiedziałam.
-To jest stary plakat jednej z moich byłych służących. Niestety nie zdążyła zabrać wszystkich swoich rzeczy.
-No dobrze, skoro tak mówisz.
Usłyszałam odgłosy otwieranych drzwi. Nikt przecież nie mówił że nas odwiedzi.
-Kto to?-spytałam.
-Witaj Kanon.
Stanełam jak wmurowana. Był to Wiktor. Uśmiechał się normalnie jakby nic się nie stało. Zachowywał się zwyczajnie! Po tym jak odwalił tą całą szopkę z ratowaniem! Za nim nagle przyszedł Paul. Mój dziadek uśmiechnął się. Przywitał się z ojcem Wiktora.
-Miło mi cię widzieć Paul-powiedział dziadek.
-I wzajemnie.
Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Postanowiłam pójść do pokoju. Nikogo nie interesowała moja osoba. No i bardzo mi się to podobało. Gdy weszlam do swojego pokoju od razu weszłam na swojego laptopa. Musiałam poszukać informacji na temat tego piosenkarza. Mozliwe że był też aktorem ale czułam coś że on śpiewa. Weszałam na wikipedie i mi wyskoczyło. Zaczełam czytać.
- Chang Woo najwybitniejszy piosenkarz k-popu pochodzący z Korei Południowej. Śpiewał w latach dziewiędziesiątych. Był geniuszem muzycznym. Grał solo. Był najpopularniejszą gwiazdą w Azji. Każdy kochał jak śpiewał i jak grał w dramach. Ostatecznie zakończył swoją karierę po stworzeniu albumu ,, Me lady'' który dedykował swojej ukochanej Taeyeon. Wiadome jest że stworzył z nią kilka mini jak i pełnych albumów. Jak przyrzekał za osiemnascie lat wznowi swoją działalność i zaśpiewa z najlepszym według niego zespołem. Każdy zespół niemoże się doczekać aż stworzy piosenkę z tym geniuszem muzycznym. Dzięki tej stworzonej piosenca zespół będzie sławny na całym świecie.
To bardzo mnie zastanowiło. Ta niejaka sprzątaczka musiała mieć z dobre trzydzieści lub czterdzieści lat skoro słuchała Chang'a Woo. Postanowilam sprawdzić jego piosenki. Były rewelacyjne mimo że były stare i tak liczniki obejrzeć przekraczały miliard wyświetleń. Musiałam jeszcze sprawdzić kim była ta Taeyon. I znalazłam. Nie wyglądała jak normalna Azjatka. Wyglądała podobnie jak Lady Gaga. Miała niebieskie włosy związane w warkocz aż do bioder. Ubrana była cała na czerwono z kokardkami. Jej oczy były na jednym zdjęciu czerwone, a na innym różowe. Widać było że lubiła różnorodność. Już chciałam przeczytać małe co nieco o niej gdy nagle zgasł prąd.
-Na serio!?-krzyknełam.
-Coś się stało?-był to głos Wiktora.
-Co ty tu robisz? Pozwoliłam ci?!
-Nie ale chodziło mi o to co wcześniej między nami zaszło.
-Nie musisz przepraszać. I tak nie przyjmę przeprosin.- byłam pewna swojego zdania.
-Nie chcę cię przepraszać tylko coś ci powiedzieć.
Byłam lekko zaskoczona. Nie widziałam zbytnio co robi aż gdy poczułam jego rękę na mojej. Zauważyłam jego twarz. Patrzył mi się głęboko w oczy. Gdyby mnie pocałował na pewno bym go spoliczkowała.
-Kanon muszę ci to powiedzieć.
-Co?
-Kocham cię.
Wydawało mi się że się przesłyszałam. Może miałam jakieś problemy ze sluchiem ale dlaczego ja się oszukiwałam? Byłam zdziwiona totalnie. Musiałam przetrawić te słowa albo spytać sę go jeszcze raz.
-Co mówiłeś?-spytałam.
-Kocham cię i zamierzam za ciebie wyjść.