Dla mojego misia Sanghee
Patrzyłam się na niego
spod byka. On był szalony.
-Ty chyba sobie kpisz!
Przychodzisz sobie tutaj i mówisz rzeczy które się nie wydażą!
Pomyśl najpierw , a nie!
Byłam okropnie wkurzona ale
Wiktor nic nie dał po sobie poznać. Tylko się uśmiechnął przez
chwile.
-Ja zawsze dotrzymuję
obietnic. Kiedyś będziemy razem.... jako małżeństwo.
Stałam sparaliżowana. Jak
on mógł tak myśleć. Miałam siedemnaście lat, a on
dziewiętnaście! Dwa lata różnicy!
-Jestem niepełnoletnia
czubie!-wykrzyczałam.
-Ale za dwa tygodnie
będziesz już pełnoletnia.
-Jesteś szalony!
-Może ale mniejsza z tym.
Pocałował moją rękę i
znowu się uśmiechnął.
-Do zobaczenia.
Po tym wyszedł z pokoju
zostawiając mnie całkowicie sparaliżowaną. Ta sytuacja mnie
przytłaczała.
Za
chwilę miałam wyjść. Nie chciałam wolałabym ukryć się gdzieś
gdzie mnie nikt nie znajdzie. Zrobiłabym to ale była tutaj rodzina.
Szczerze mnie nie obchodziła. Nie zależało mi na opini wśród
rodzinie i tak wszyscy sądzili że jestem dziwna. Jedna rzecz mnie
pocieszała. Wśród wszystkich był dziadek i ewentualnie Chrissy.
Gdyby nie oni uciekłabym.
-Kanon
idziesz już?
Był
to nasza służąca. Anna. Była strasznie miła. Lubiłam ją. Była
jedyną osobą która próbowała wprowadzić w ten dom życie.
Niestety bez skutków.
-Tak
już prawie, wejdź.
Anna
weszła powoli do mojego pokoju. Muszę wspomnieć że miała
płomienne włosy do pasa które pięknie się kręciły. Była
niezwykle wysoka i szczupła. Na jej jasnej twarzy nie było żadnych
piegów. Zawsze jej czekoladowe oczy zwracały uwagę. Były
przepiękne. Oczywiście Anna miała z trzydzieści lat. Ale i tak
nadal była piękna.
Anna
spojrzała się na mnie i się uśmiechneła.
-Ale
panienka ślicznie wygląda!
Spojrzałam
się w moje odbicie w lustrze. Moja grzywka była prosta nie została
zmieniona. Reszte włosów zaczesałam na bok i zrobiłam koka.
Powyciągłam trochę kosmyków z koczka by nie wyglądać jak moja
babka, która nosi same perfekcyjne fryzury. Co do umalowania oczów
wziełam lekki czerwony cień i nałożyłam go na oczy. Do tego
tusz do rzęs i błyszczyk do ust. Byłam ubrana i umalowana
świątecznie by się nie wyróżniać.
-Możliwe,
może nie będę się wyróżniać jak zwykle.-odpowiedziałam.
-Ależ
co ty mówisz! Jesteś piękna! Masz piękne rysy twarzy! Ty się
wyróżniasz swoją orginalnością i osobą!
Uśmiechnełam
się smutno.
-Może
masz rację ale wszyscy się zawsze krzywo na mnie patrzą.
-Zazdroszczą
ci no i jeszcze twój dziadek chce przepisać pieniądze na ciebie.
I
wtedy mnie olśniło.
-Czyli,
że oni chcą kasy dziadka?
-I
jego firmy w USA. Twoja babcia ma chyba jakieś plany co do ciebie
złotko ale nie wiem jakie. No ale cóż czas już na nas.
Kiwnełam
głową na tak.
Byłam
na schodach. Stałam i patrzyłam na ogromną salę balową. Zawsze
mnie to zastanawiało, że zawsze była ciemna bez życia, a teraz są
tu ludzie i tańczą. Mimo pięknych ozdób czułam się nie swojo.
To nie była moja bajka. Z pewnością.
Powoli
zeszłam ze schodów. Większość osób patrzyło się na mnie. Ale
to nie były życzliwe spojrzenia raczej w stylu zabiję cię! Nie
obchodziło mnie to , był 24 grudnia zatem zostało jeszcze z osiem
dni i będę pełnoletnia, a wtedy ucieknę stąd jak najdalej.
Powoli
podeszłam do Chrissy która rozmawiała z moją kuzynką Rene. Nie
przepadałam za nią. Była wredna i krytykowała mnie na każdym
kroku.
-Kanon
jak dobrze że jesteś!-krzyczała Chrissy.-Ubrałaś moją sukienkę
i świetnie w niej wygladasz. Wszystko ładnie zrobiłaś. Jak chcesz
być projektanką mody to wiesz pomogę ci.
Mrugneła
do mnie, a ja uśmiechnełam się.
-Miło
mi to słyszeć-odpowiedziałam.
Znudzona
tym wszystkim Rene chciała powoli odejść gdy...
-Przyjechał
do mnie brat i jest tutaj. Ma osiemnaście lat może byś go
oprowadziła po domu?-spytała projektantka.
-Miłego
niańczenia.-szeptneła Rene.
-A
jakk wygląda?-spytałam.
-Ma
ciemne włosy z czerwonymi pasemkami. Rozpoznasz go jest modelem.
Zauważyłam
że Rene oczy wychodzą z orbit.
-Mmmmodel?!-wykrzykneła.
-Tak
ale pewnie go jeszcze nie ma. Miał przyjechać za kilka minut.
-Dobrze
to ja pójdę do kuchni-powiedziałam.
Tak
naprawdę chciałam wyjść na zewnątrz. Musiałam odetchnąć. Rene
już dała się we znaki.
Wyszłam.
Szłam powoli przez dróżkę gdy ktoś mnie złapał za rękę.
Odciągnął w okolice krzaków. Chciałam krzyczyć ale zoriętowałam
się kto to był.
-Wiktor!
Pajacu zostaw mnie!-krzyczałam.
Puścił
i spojrzał mi się w oczy.
-Dlaczego
tak mówisz?
-Bo
tak co chcesz?
-Chcę
żebyś przyszła za trzy tygodnie na mój bal. Będzie z nietypowej
okazji.
-Z
jakiej?
-Później
ci powiem. To co przyjdziesz?
-Nie.
-Dlaczego?
-TY
pytasz się dlaczego! Wchodzisz mi do pokoju wygadujesz głupstwa i
na dodatek śledzisz mnie! To jest nienormalne!
-A
jeżeli przestanę gdy przyjdziesz?
To
było śmieszne! Chciał mnie przekupić ale ja się nie dam.
-Nie!
Zaczełam
powoli iść ale on mnie znowu złapał. Tym razem nie mocno.
Wyrwałam mu się tym samym się potykając. Leciałam do tyłu. Już
czułam zderzenie z ziemią gdy nagle ktoś mnie złapał. Błagałam
by to nie był Wiktor. Ale to nie był on. Spojrzałam się na twarz
mojego wybawiciela. Ten chłopak miał śliczne jasne niebieskie
oczy, jak sople lodu. Ale moją uwagę przykuły włosy. Miał
czerwone pasemka. Podniósł mnie powoli aż mogłam sama stać.
-Dziękuję.-powiedziałam.
-Nie
ma za co.-odparł uśmiechając się.-Jestem Daniel, a ty?
-Kanon.
-Chrissy
dużo mi o tobie opowiadała. Mówi że jesteś naprawdę ładna i no
ten nie myliła się.
Poczułam
że się rumienię. To było żenujące ale on się uśmiechał.
-A
więc ty jesteś bratem Chrissy? Kazał mi ciebi oprowadzić po
domie.
-Z
miłą chcęcią.
Pokazał
mi swoją rękę bym się jej złapała. Przyjełam jego gest i
poszliśmy powoli w stronę sali balowej. Od razu gdy weszliśmy
rozległ się odgłos skrzypiec.
-Może
zatańczymy?-zaproponował.
-Z
checią.
Zaczelimy
tańczyć powoli w takt muzyki. Jak się okazało fantastycznie
tańczył. Podczas tego wszystkiego odnalazłam Rene i reszte
kuzynek. Były zazdrosne o Daniela. No cóż nie
dziwiłam się.
-Powiedz mi, czy ty też
projektujesz ciuchy?-spytał.
-Nie.
-Jak nie to powinnaś zostać
modelką jestes ładna.
Uśmiechnął się do mnie
znowu. Musiałam powstrzymać rumieńce ale to chyba było na nic.
-Wyglądasz ślicznie gdy
się rumienisz.
Nie wiedziałam co
powiedzieć ale chyba nie musiałam. Zauważyłam że Daniel pochyla
się coraz bliżej mnie. Tym razem nie byłam wściekła to pwenie
oznaczało coś innego.
-Odbijamy!
Była to Rene. Daniel acz
niechętnie przyjął dziewczynę do tańca, a ja poszłam sobie w
okolice saloniku gdzie można było odpocząć. Dziwnym trafem drzwi
były zamknięte. Usłyszałam głos mojej babki i Paula. Nie
chciałam podsłuchiwać ale gdy usłyszałam swoje imię zrozumiałam
że muszę wiedzieć o co chodzi. Okrążyłam salonik i chowałam
się za drugimi drzwiami. Te miały zakrytą dziurkę więc mogłam
wszystko widzeć. Na prawie wszystko.
-Niedługo będziemy rodziną
Paul. Wreszcie.-mówila babka.
O co jej chodziło? Chyba
nie zamierzała się z nim żenić.
-Masz rację Amelio nedługo
będziemy rodziną. Kanon się nie domyśli?
-Oczywiście że nie.
Tydzień po jej osiemnastych urodzinach wyprawimy bal zaręczynowy.
Kanon nie będzie mogła odmówić zhańbiła by się.
Paul usmiechnął się i
podał babce wino.
-No cóż mam nadzieję że
Kanon i Wiktor będą dobrym małżeństwem.
-Była do tego
przygotowywana od lat tak jak jej matka, ale cóż nie wyszło.
-Za młodych.
-Za młodych.
Powoli kręciło mi się w
głowie. O to chodziło babce. Planowała to od lat! Dlaczego była
taka głupia i się nie skapneła! To było oczywiste wszystko się
zgadza. Nie mogłam nic zrobić czułam się słabo. Szłam szybko
przez salę balową.
-Kanon zaczekaj!
Odwróciłam się. Był to
Daniel mówił coś do mnie ale wszystko mi się zamazało. Powoli
czułam jak usuwam się na ziemię. Nie mogłam nic zrobić. Nigdy
nie mogłam nic zrobić.
No, a więc misiaki. Przepraszam że jestem rzadko aktywna no ale cóż jestem bardzo zajęta. Póki co napisałam zapas opowiadania i postaram się pisać posty co drugi dzień albo trzeci? Co wy na to? Zalezy czy będę zajęta. Chcę wam bardzo podziękować za cierpliwość i dużo wyświetleń to mnie motywuje. Papatki ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz