Translate

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 67

<narracja Kanon>
 Wróciliśmy z powrotem do miasta. Minął z tydzień i w tym czasie dużo się zdarzyło. Po pierwsze chodzę z Kiseopem. Jest taki kochany i tak dba o mnie ( <3) po prostu ideał faceta. Co się tyczy Sanghee pogodziła się z Minhyunem i zachowują się jakby zakochali się od nowa. 
-Kanon...
 Spojrzałam uśmiechnięta w stronę drzwi. Stał tam mój uroczy chłopak z bukietem róż.
-Gotowa?-spytał się.
-Tak jasne. 
 Wstałam i wzięłam sweterek. Mimo tego, że był lipiec czyli wakacje i te sprawy to i tak było dosyć chłodno.
-To super, że zaśpiewasz z nami.
-Zgodzę się skarbie.
 Szliśmy powoli przez hall gdy nagle wpadła na mnie Sanghee.
-Kanon ważna sprawa!
-Co? Jaka?
 Byłam lekko zdziwiona zachowaniem mojej przyjaciółki. Miała poważną minę.
-Pójdziesz ze mną do...ykhym...ginekologa?
-Czemu?
-Bo Minhyun jest zajęty! A ja muszę coś załatwić! No proszę no.
 Spojrzałam sie na Kiseopa. Mieliśmy iść zjeść romantyczny obiad w jednej z najlepszych restauracji.
-Idź-powiedział uśmiechnięty- kiedy indziej pójdziemy na obiad.
-Dzięki skarbie.
 Pocałowałam go czule w usta i poszłam powoli z Sanghee do tego ginekologa.

<w przychodni>
-A więc co tu chciałaś tutaj?
-Tabletki-odparła.
-Tylko po to?! Ej zaraz a prezerwatywa to co?
-Oj Kanon nie przesadzaj...tabletki są lepsze.
-Ja nie wnikam ile wy to razy dziennie robicie z Minhyunem.
Moja przyjaciółka zaśmiała się na to.
-A ty co robisz z Kiseopem?-spytała z uśmiechem.
-No, a co mamy robić? 
-Ach nie ważne.
Usiadłam w poczekalni rozglądając się. Wszędzie siedziały kobiety akurat zwróciłam uwagę na jedną która była w ciąży. Siedziała zestresowana, może boi się o dziecko? 
-Przepraszam...
Mówiła do mnie jakaś pielęgniarka.
-Pani do ginekologa?-spytała.
-Nie czekam na koleżankę.
-Marnie coś pani wygląda.
-C-co? Czuję sie świetnie.
-Niech pani pójdzie ze mną, proszę.
-N-no dobrze.

<dwie godziny później>
 Stałam razem z Sanghee w windzie. Byłam zestresowana i wkurzona. 
 Gdy weszłyśmy do salonu siedzieli tam praktycznie wszyscy. Widziałam Kiseopa. Rozmawiał z Aronem co było dosyć dziwne.
-Sanghee kotku-uśmiechnął się Minhyun- i jak było?
-Dla mnie dobrze...gorzej z Kanon.
 Wtedy wszyscy spojrzeli na mnie oraz JR. Nie widziałam go od zerwania, unikał mnie, a ja jego.
-Kanon co się stało?-spytał Kiseop.
 Podałam Kiseopowi trzęsącą się ręką akta od doktora. Zdziwił się lekko i zaczął czytać. Po jakimś czasie zbladł.
-To na pewno twoje?
Pokiwałam głową czując, że zaraz się rozryczę.
-Co się dzieje? Czyżbyś zachorowała na...-mówił JR.
-Jonghyun zamknij się!-krzyknął Aron- Zachowuj się normalnie, a nie jak jakiś potwór.
Chłopak tylko prychnął i spojrzał sie wkurzony na mnie. Jak ja go nienawidzę, a teraz jeszcze bardziej go nienawidzę. Nie chcę go w swoim życiu.
-No to co się stało?-spytał Minhyun.
-Kanon-powiedział cicho Kiseop-jest w ciąży.
Wtedy wszyscy zaczęli nam gratulować. Mówić, że ja i Kiseop będziemy wspaniałymi rodzicami, a ja chciałam tylko się wydzierać ze złości. Mój chłopak był blady...pewnie wiedział to samo co ja.
-A myślałam, ze już seksu nie uprawiacie!-krzyknęła wesoła Sanghee.
-Bo my tego nie robiliśmy-powiedział cicho i jakże smutno Seop.
-Zaraz....-odparł Ren-to kto jest ojcem dziecka?
Rozpłakałam się. Kiseop przytulił mnie mocno...a ja mogłam tylko spanikowana się trzęść i płakać. Zanim zamknęłam sie w sobie wydusiłam te imię...imię ojca dziecka....a wszyscy byli zdziwieni.
-Jonghyun-powiedziałam cicho.
          
                                                      The End...?

4 komentarze: